sobota, 14 marca 2009

Szaleństwa Brooklynu













The Brooklyn Follies
Paul Auster 2003-2004
Rebis 2005

* * * * 1/3 *




Po Uwerturze spodziewałem się, że Szaleństwa Brooklynu będą zbiorem scenek oraz epizodycznych zdarzeń i bohaterów ujętych w pisanej przez Nathana Glassa Księdze ludzkich szaleństw. Tymczasem powieść bardziej przypomina Świat według Garpa niż Brooklyn Boogie. Paul Auster ogranicza się do znacznie mniejszej liczby bohaterów, a szaleństw i sinusoidalnych emocji jest i tak wystarczająco dużo.
Poddajemy się opowieści jak dziewczynka ze 150. strony, codziennie słuchająca opowieści wymyślonej przez Franza Kafkę w ostatnich, mimo wszystko chyba najszczęśliwszych, miesiącach życia pisarza.

Dostała pewną historię, a kiedy człowiek ma szczęście żyć jakąś historią, żyć w wymyślonym świecie, cierpienie związane z tym światem znika. Bo dopóki trwa opowiadana historia, rzeczywistość nie istnieje.

Wydawca mówi:
Z mozaiki splatających się, przenikających i oddziałujących na siebie indywidualnych losów wyłania się zbiorowy portret nowojorczyków i Amerykanów sprzed 11 września - z ich pragnieniami, marzeniami, lękami i wątpliwościami.

Autor pisze:
W końcu puścili mnie do domu. Wyszedłem na chłodne poranne powietrze i tak bardzo cieszyłem się, że żyję... aż chciało mi się krzyczeć. Nade mną niebo miało barwę najczystszego, najgłębszego błękitu. [...] Była ósma, gdy wyszedłem na ulicę, ósma rano jedenastego września 2001 roku... zaledwie czterdzieści sześć minut przed rozbiciem się pierwszego samolotu o północną wieżę World Trade Center. Dwie godziny później nad Brooklyn nadciągnął dym z trzech tysięcy spalonych ciał i opadł na nas białą chmurą popiołu i śmierci. Tymczasem wciąż była ósma rano i gdy szedłem ulicą pod tym nieprawdopodobnie błękitnym niebem, byłem szczęśliwy, moi drodzy, byłem najszczęśliwszym człowiekiem, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi.

I jak mówił Harry: Eks jest ekstra, mój przyjacielu. Teraz i zawsze eks jest ekstra.

Brak komentarzy: