poniedziałek, 2 listopada 2009

Jak daleko stąd, jak blisko





Jak daleko stąd, jak blisko
Tadeusz Konwicki
PL 1971

* * * * 5



Za 86 minut zabiję pewnego człowieka - mówi w 3. minucie i 25. sekundzie filmu Andrzej Łapicki. I słowa dotrzymuje około 90. minuty tego niepowtarzalnego obrazu snu - wyruszenia w symboliczną podróż bohatera w przeszłość, która jest właściwie przyszłością, w głąb siebie i innych ku dotykowi śmierci.



Pewnych sekwencji tego scenariusza nie umiałbym opowiedzieć i wyjaśnić językiem publicystyki. Po prostu ten ciąg obrazów, epizodów oraz refleksji ma swoją podwójną logikę i objaśnia się w sumie, w całości - opowiadał na początku lat 70. Tadeusz Konwicki.
Introwertyzm filmów Konwickiego wywoływał sprzeczne reakcje u widzów. Jedni dziwili się złośliwie, dlaczego filmy o "prywatnych kompleksach" autora mają być finansowane za państwowe pieniądze. Według innych głęboka penetracja duszy jednostki paradoksalnie odkrywała nie znane dotąd obszary wiedzy o życiu zbiorowości - napisano na stronie IBFP
Zbiorowość widzimy w chocholim  tańcu polskim - pochodzie pierwszomajowym, obrzędach religijnych czy na imprezie z okazji 44. urodzin bohatera, na której odgrywający kolejną - obok Lekcji poloneza - kapitalną "taneczną" rolę Zdzisław Maklakiewicz mówi znamienne słowa: Jak ja się tak dobrze zabawię, to ja ślepnę! W tym czasie słychać totalnie awangardowy  drugi utwór muzyczny  z udziałem śpiewającego Jerzego Cnoty (do muzyki Zygmunta Koniecznego) - żal, że nie zaistniał w muzyce tak jak Marek Walczewski...



Gustaw Holoubek i kilkoro innych aktorów z filmu Jak daleko stąd, jak blisko już nie żyje {już się nawet powoli zlewa, kto jest jeszcze na tym świecie, a kto nie} i pozostaje tylko wiara w trójdzielną formę istnienia i  w to, że dopiero przed nami to najbarwniejsze stadium.

Co mnie gryzie? Co nas wszystkich gryzie? To znaczy nie wszystkich - zastanawiał się autor filmu. - Może tylko pewne pokolenie. Nas męczy potrzeba bilansu. My się ciągle podsumowujemy. Rano, wieczorem, czasem nawet w środku dnia. Podsumowujemy się i podsumowujemy, i nie możemy się podsumować. Nic nie wychodzi. Nie mamy sumy. Jest tylko puste miejsce, gdzie powinna być suma.

Brak komentarzy: